Właśnie wróciłam z dziesięciodniowego kursu Vipassany.
Jest to odosobnienie medytacyjne, podczas którego żyje się życiem klasztornym. Nie ma dostępu do internetu, nie można czytać książek, pisać, rozmawiać z innymi. Jest się w kontakcie tylko z własnym umysłem i ciałem. Wstaje się o 4 rano i medytuje z przerwami do 21.00 wieczorem. Jest to wyczerpujące dla ciała ale też bardzo „oświecające”. Pozwala na doświadczenie wielu rzeczy, które często rozumiemy tylko na płaszczyźnie intelektualnej i spostrzeżeniu pewnych niezmiennych, uniwersalnych praw natury w nas samych. „Poczucie” ich w sobie, na własnej skórze ma niezwykłą siłę i przyspiesza integrację zrozumianej prawdy w życiu. Bardzo wam wszystkim polecam doświadczenie Vipassany, jeśli rezonuje z wami taka logiczna forma medytacji.
Przed wyjazdem na kurs wyciągnęłam 11 kart tarota, po każdej karcie na jeden z dziesięciu dni i jedna karta ogólna do całego wydarzenia. Cały opis można zobaczyć na mojej stronie FB Tafalarota.
Jak zwykle tarot mnie zaskoczył swoją błyskotliwością i nietypowością skojarzeń, jak też wręcz dosłownym odzwierciedleniem rzeczywistości fizycznej. Na tyle mnie zaskoczył, że aż postanowiłam napisać tego bloga, aby się z wami podzielić! :) Przyjrzyjcie się proszę zdjęciu u góry. Szczególnie zwróćcie uwagę na pozycję Wisielca i Gwiazdy. A także Głupca.
Zacznę od pierwszego dnia:
Rycerz Kielichów– przybyłam. Być może nie byłam idealistyczna jak pisałam na FB, ale zainspirowana na pewno. Myślę, że rycerza można tu odczytać jako pierwsze duchowe doświadczenia, nowe instrukcje i pracę duchową. Może też symbolizować deszcz. Nieźle lało.
Drugi dzień – odwrócony Giermek monet– był owszem dosyć bolesny. Ciało nie zdążyło się jeszcze przyzwyczaić do długiego siedzenia i umysł także był skostniały i jego zdolność koncentracji nie zachwycała :) Typowy odwrócony giermek. Poza tym podoba mi się jak graficznie tarot przedstawił ten dzień. Rano było całkiem dobrze, spokojnie, mogłam siedzieć i obserwować falujące doznania w ciele. Za to wieczorna część dnia była naprawdę ciężka i zupełnie nie mogłam się wyciszyć. Mój umysł był wszędzie, tylko nie w teraźniejszości. Dualność giermka dosłownie- jedna moneta w ręku, skupienie, podczas gdy druga leży na ziemi- może niezauważona, lub nieopatrznie upuszczona…
Dzień trzeci- 10 denarów– był w miarę stabilny. Łatwiejszy w ogarnięciu niż dzień drugi i na pewno było mniej bólu fizycznego. Mogłam się znacznie łatwiej skoncentrować na obecnej chwili. Dużo obserwacji doznań we własnym ciele i ich zależności z moimi reakcjami. Ciało to nasze największe zwierciadło.
Dzień czwarty- odwrócony Głupiec– to był dosyć ciężki dzień, z dużą ilością siedzenia w głównej sali. Napisałam wcześniej, że będę chciała uciekać do domu :) Trochę tak było. Ale Głupiec pokazał się także w jego bardziej tradycyjnym znaczeniu- tego dnia wprowadzono nową technikę, tą właściwą technikę Vipassany. Był to więc jakby taki początek właściwej nauki. Bardzo Głupiec :) Odwrócenie nie miało tu żadnego znaczenia, oprócz graficznego zobrazowania chęci zawrócenia :)
Dzień piąty- trzy kielichy. Dzień spokojny, wszystko mi szło dosyć składnie. Bez większych przeszkód umysłowych czy cielesnych. Być może piłam dużo herbatek ziołowych ;) Nie pamiętam nic szczególnego na temat tego dnia.
Dzień szósty- Wisielec– ten dzień był bardzo ważny i to właśnie on zainspirował mnie do napisania bloga (Arkana Wielkie). Po pierwsze Wisielec symbolizował mnie- siedzącą, nieruchomą, zastygłą w obserwacji, medytacji. Po drugie Wisielec poszedł głębiej i pokazał obrazkowo mój umysł, który wciąż oscyluje pomiędzy dwoma biegunami, dwoma pniami drzew- przyjemnością i cierpieniem. Zrozumienie tej prawdy poprzez doświadczenie jej w moim ciele było bardzo „oświecającym” momentem. Nie samo zrozumienie jej intelektualnie, bo rozumiałam to już wcześniej, ale właśnie zatrzymanie się na tyle i zastygnięcie w jednej pozycji na tyle, że przez sekundę czy dwie poczułam to „uwięzienie” umysłu, poczułam te nieświadome impulsy i reakcje mojego ciała na nie w moim ciele…
To nie koniec – po wieczornej sesji, idąc do pokoju z sali medytacyjnej spojrzałam na niesamowite niebo usłane gwiazdami. To była jedyna noc, kiedy gwiazdy były widoczne w taki sposób (oprócz tej nocy, widać je było jeszcze tylko raz, ale już nie tak fantastycznie). Droga mleczna, plejady, pas oriona, wozy i miliony galaktyk. Wbiło mnie w buty z wrażenia :) Zadarłam głowę do góry i patrzyłam jak zaczarowana…bardzo Wisielec. Nagle z niebios spadła gwiazda. I to nie byle jakie małe światełko! Spadała długo i rozświetliła horyzont! To było niesamowite doznanie. Przypomniał mi się układ kart wyciągniętych przed kursem- dzień 6 Wisielec, a nad nim odwrócona-SPADAJĄCA Gwiazda (położone zupełnie „przypadkowo” w taki a nie inny sposób)! Dosłowność tego zdarzenia zatrzymała mnie w marszu :) Zadarłam głowę i zastygłam… Ach tarot! Niesamowite…
Dzień siódmy– dwie buławy. Dzień ciekawy. Po wczorajszych doświadczeniach mój umysł wydawał się być taki czysty, chłonny…produkował :) Miałam dużo pomysłów i ciekawych skojarzeń. Dosyć współgrające z dwójką buław.
Dzień ósmy– był dosyć stabilny ale miałam ciężką głowę i faktycznie coś mi zaciążyło, jak pisałam przed wyjazdem na FB :) Podczas wieczornej sesji zachłysnęłam się i dostałam ataku kaszlu. Nie mogłam się tak zdrowo wykaszleć, bo nie chciałam przeszkadzać innym, a akurat było siedzenie z determinacją, więc nie mogłam opuścić sali. Było ciekawie hahaha Tarot fajnie to pokazał odwróconą siódemką denarów: trójka to ja siedząca a moja „kwadratowa” głowa, przytłacza mnie ciutkę :) Ciężko było skoncentrować się na medytacji po kaszlowym incydencie i totalnie uległam frustracji :)
Dzień dziewiąty- Giermek Buław– już chciałam, żeby kurs się skończył i do głowy przychodziło mi dużo rzeczy, które chciałabym zrobić po powrocie. Ale ogólnie dzień był ok i medytacja szła w miarę spokojnie. Siła obserwacji i doznania cielesne były doświadczalne. Niecierpliwość dawała się czasem we znaki.
Dzień dziesiąty, ostatni- odwrócony Papież. Ważna nauka. Zrozumienie tradycji i czasowości umysłu, życia, jednego umysłu i następnych, a także tych wcześniejszych. Karma. Poczucie wdzięczności za przekazaną tradycję i naukę. Nowa medytacja miłości na zakończenia. Dosyć ciężko się medytowało, ponieważ tego dnia już można było zacząć rozmawiać z innymi i wyciszenie poprzednich dni minęło naturalnym biegiem… Papież wskazuje na Giermka Buław, gotowego do podjęcia wyzwania. Jakby mówił: „Teraz wszystko zależy od ciebie. Wszystko jest w twoich własnych rękach”. I tak też jest. Za wszystko w naszym życiu jesteśmy odpowiedzialni sami.
Odwrócona Gwiazda jako podsumowanie kursu– na fizycznym poziomie była spadającą gwiazdą dnia szóstego (wciąż nie mogę w to uwierzyć! Była taka przepiękna!). Na poziomie duchowym pokazuje prostotę Vipassany, jej łatwość zrozumienia i szczerość przekazu. Jest także symbolem harmonii, wewnętrznej prawdy, dzielenia się swoimi talentami z innymi, doświadczenia „nieświadomości” we własnym ciele i zrozumienia jak często reagujemy na impulsy naszego umysłu, który uwielbia tworzyć historie…nieprawdziwe historie… Miłość i płynność…
Spadająca Gwiazda nad Wisielcem była dla mnie niesamowitym obrazkiem, który faktycznie pojawił się w mojej fizyczności! Pokazany przez tarota przed wyjazdem. Nigdy bym pewnie nie wpadła na to, że objawi się to w taki dosłowny sposób, a tu proszę :) Cudna grafika życia w obrazie :)
Jeśli macie jakieś pytania lub komentarze jestem otwarta na dyskusję. Bardzo wszystkim zainteresowanym pracą nad sobą polecam kursy Vipassany. Można brać w nich udział będąc wyznawcą Chrystusa, Buddy, Allaha, Żydem, czarnym, białym czy czerwonym. Nie ma to żadnego znaczenia. Metoda Vipassany nie jest metodą religijną. Polega w 100% na obserwacji własnego ciała i na pracy z własną głową.
Pozdrawiam. Tarot rocks! :)